Jasełka

Jasełka

Jasełka to przedsięwzięcie skazane na sukces. Wiem o tym, ale co roku tak samo się denerwuję… No może w tym już mniej? Uodporniłam się??

Rodzice przedszkolaków przychodzą na jasełka podziwiać własne dzieci. To prawda stara jak świat. Każdy aktor ma wierną grupę oddanych fanów w postaci rodziców, rodzeństwa, babć… Nie musi nic mówić własna publika i tak będzie zachwycona.

Prawda jest taka, że ilość osób na widowni (ciasnej) oraz błyski fleszy i pracujące kamery peszą małych aktorów. Samo przedstawienie zawsze wypada gorzej niż próba generalna. Cóż, tak musi być i już.

Zawsze powtarzam dzieciakom, że będzie super i nie trzeba się denerwować. Że nawet jak się pomylą to rodzice i tak będą zachwyceni.

Ale na tremę nie ma rady .Oni na próbach świetnie się bawią, są spontaniczni a na występie duża część z nich się spala. Zresztą ile czasu można bawić się w to samo???

Są oczywiście wyjątki, urodzeni aktorzy, którzy dopiero przed pełną salą pokazują pełnię swych możliwości.

Oczywiście jak co roku nie obyło sie bez humorystycznych wpadek .Są one całkiem miłym ubarwieniem występu. Najlepszy numer wykonała Maryja. W trakcie występu malutka siostra grającej Maryję Zosi weszła na naszą mikroskopijną scenę i wyciągnęła ze żłóbka Jezuska. Maryja wydała głośny syk „Hanka, to mój Jezusek, oddawaj” po czym przy pomocy rękoczynów wyrwała Boże Dziecię z niepowołanych rąk.

Dwa lata temu inna Maryja, dziś już uczennica, cisnęła Jezuskiem o ziemią, tupnęła nogą, krzyknęła „NIC WAM NIE POWIEM” po czym uciekła ze sceny. Publiczność długo wiwatowała.

Atrakcji (zgodnie z oczekiwaniami) dostarczył nam też Adaś prawdziwy, nieco flegmatyczny inteligent-filozof. Podczas góralskiej kolędy Adaś miał wymachiwać ciupagą i krzyczeć w odpowiednich momentach „Hej”. Przez cały czas Adaś stał zamyślony, a gdy dzieciarnia skończyła śpiewać Adaś najwyraźniej się przecknął, z wielkim animuszem wywinął ciupaską młynka wykrzykując gromko „Hej, hej, hej”. Publika oszalała…

Przed występem przeszukałyśmy Stasia-pirata dzięki czemu uniknęłyśmy dodatkowych atrakcji, których dostarczał nam podczas prób.

Na jedną przemycił pod ubraniem nakręcaną żabę i kiedy aniołowie szykowali się do rzewnej kołysanki Stachu z wielką radością oświadczył : „A żaba kuma” i puścił stwora na środek.

Na kolejnej próbie Staś poinormował nas że „wąs syka”, wyciągnął z kieszeni gumowego węża i zaczął nim wymachiwać przed nosem Świętej Rodziny.

Król Kacper wycinając góralskie hołubce potknął się o swój płaszcz i niemal zgubił zbroję…

Ech, zawsze mnie bawią te „jasełkowe przekłamania”. Czyli dopasowywanie realiów do naszej rzeczywistości. No bo gdzie śnieg i mroźna zima w Betlejem?? Gdzie górale prosto z Podhala u zarania naszej ery w Ziemi Świętej? Ale zawsze, kiedy sugeruję rodzicom przygotowanie stroju pastuszka to przynoszą ciupagi i góralskie kapelusze. Widać tam ma być Choć w tym roku wśród pasterzy pojawił się…autentyczny PIRAT. Trzyletni Stachu oświadczył, że albo będzie piratem albo nie wystąpi. Wyszłam z założenia, że niby dlaczego piraci nie mogą witać Jezusa i Stachu zaprezentował się publice w kompletnym stroju korsarza.

Królowie, na delikatną sugestię, że to byli raczej MĘDRCY ze wschodu i mieli turbany zgodnym chórem odparli, ze MUSZĄ mieć korony i miecze. I berło, i konie. A Jaś jeszcze zbroję godną Zawiszy Czarnego. Uszyłyśmy więc piękne królewskie płaszcze obszyte srebrnymi lisami (spadek po teściowej, nigdy ich nie używała, żeby się nie zniszczyły, a teraz dzieci w przedszkolu mają stroje :DDD). Każdy z trzech mędrców miał też konia(a raczej jego głowę na kiju, niczym Książę z Bajki w „Shreku Trzecim”), miecz, berło i lśniącą złotą farbą koronę.

Anieli szumieli skrzydłami obficie oklejonymi…papierem toaletowym. Owieczka uciekła na kolana mamusi.

Dekoracja jak zwykle naturalnej wielkości. Misterna stajenka na którą poszły dwa snopki słomy. W trakcie okazało się, że Święty Józef jest uczulony na słomę, siano i sierść lisa. Kiedy już wygłosił swoją kwestię wyszeptał: „Mogę już wytrzeć gluty?”